John Mueller z Google zaznaczył, że w kontekście oceny pozycji strony w wynikach wyszukiwania, Google nie kładzie zbytniego nacisku na sporadyczne literówki, lecz skupia się bardziej na ogólnej jakości zawartości strony internetowej. Wydaje się, że mam szczęście, jeśli chodzi o tę kwestię (zrobiłem to celowo), czyż nie?
Michael Lewittes zapytał Johna Muellera: „Czy treści tworzone przez międzynarodowe reportaże mogą być karane w rankingach, ze względu na to, że ich artykuły w języku angielskim nie zawsze są tak płynne jak teksty pisane przez użytkowników ojczystego języka? Zastanawiałem się nad tym, ponieważ niszowa strona internetowa, którą uwielbiam, posiada ekspertów z różnych zakątków świata”.
John Mueller z Google odpowiedział na to w serwisie X: „Raczej patrzyłbym na to w kontekście ogólnej jakości. Nasze systemy nie będą na przykład karały za literówki. Poza tym, wiele zależy od konkurencji i innych wyników wyszukiwania, które również wpływają na ocenę.”
Bardzo ciekawi mnie ostatnie pytanie, bo dotyczy (jak zakładam) ogólnej poprawności językowej i „naturalności” języka, z którą mogą mieć osoby nieznające językowych niuansów, a piszące w danym.
Do tej pory rzeczywiście przy badaniu „eksperckości” tekstu liczyło się wyczerpanie tematu, rozwijanie wątków pobocznych i możliwie szerokie omawianie zagadnienia, nie styl w jakim było to robione. Ponadto patrząc na clickbaitowe artykuły, których czytanie aż boli (a są b. popularne), daje nadzieję nawet tym, którzy nie władają biegle językiem, w którym tworzą 🙂
Osobiście marzę o tym, by dbałość o formę była dodatkowo promowana.
Dla mnie to poparcie dla dyslektyków lub nawet analfabetów :(. Ja rozumiem, że czasem lieterówka się zdarzy. Ale widziałęm wpisy typu „Chlep” , „pszecena” takie rzeczy nie powinny być promowane:)